
Bitwa warszawska i wielki sukces armii polskiej z sierpnia 1920 roku to wydarzenie, wokół którego narosło wiele legend. Jedną z nich jest legenda mówiąca, że ówczesna klasa polityczny zrzeszająca ludzi różnych opcji zjednoczona była wokół wspólnego celu. Niestety tak nie było. Więcej – wydaje się, że charakterystyczna dla Polaków skłonność do sporów, swarów i politycznych wojenek nie ominęła ówczesnych polityków nawet w najcięższej chwili.
Jak wyglądała ówczesna scena polityczna? Dominowała na niej prawica, do której zaliczyć należy endecję i inne mniejsze partie satelickie oraz trochę bardziej centrowy PSL Piast. Po drugiej stronie były partie o programie mniej lub bardziej lewicowym: Polska Partia Socjalistyczna, PSL Wyzwolenie czy PSL Lewica. Wokół tych ostatnich środowisk sympatie swoje lokował Józef Piłsudski, który co prawda „wysiadł na stacji wolność z tramwaju socjalizm”, ale z niepodległościowej lewicy się wywodził i do budowania przyszłości Polski wokół lewicowego programu skłaniały go trzy rzeczy. Pierwsza to nienawiść i wrogość wobec niego samego ze strony narodowej prawicy, po drugie agresywna postawa tejże wobec mniejszości narodowych co zapowiadało wieczny konflikt, a po trzecie to przekonanie, że tylko realizacja nowoczesnego i demokratycznego programu społecznego skutecznie odbierze ugrupowaniom komunistycznym potencjalnych sympatyków w Polsce. Stąd też pierwszy powołany w listopadzie 1918 roku przez Piłsudskiego rząd premiera Jędrzeja Moraczewskiego, zaliczyć można do najbardziej lewicowych w ówczesnej Europie. Wprowadzenie 8-godzinnego dnia pracy, prawa wyborcze kobiet, ubezpieczenia chorobowe, ochrona lokatorów, inspekcja pracy to tylko niektóre z działań, które nie podobając się polskiej prawicy, sprawiały, że rzesze robotników stawały się odporne na bolszewicką propagandę. A pamiętać należy, że tragiczna sytuacja gospodarcza, ogromne bezrobocie i bieda sprawiały, że nastroje nie były najlepsze. Szczególnie wśród najbiedniejszej części narodu. W styczniu 1919 roku także w Pułtusku doszło do zamieszek po tym, jak głodująca ludność dowiedziała się o wywozie żywności do Warszawy. Interweniowało wojsko, padły strzały, byli zabici! W trzecim miesiącu istnienia wolnej Polski wojsko strzelało w Pułtusku do głodujących ludzi! Zapewne wtedy w wielu głowach, najbiedniejszych z biednych, mieszkańców Pułtuska, Wyszkowa czy nieodległych folwarków pojawiła się myśl, że ich losowi ulżyć może tylko bolszewicka Rosja.
W latach 1919-1920 walka z bolszewizmem toczyła się nie tylko na froncie wojennym, ale także froncie ideologicznym między socjalistyczną lewicą a prawicą w parlamencie, prasie czy na wiecach. Stawką była postawa szerokich mas najbiedniejszych części polskiego społeczeństwa. I nie ulega wątpliwości, że największym wrogiem rosyjskiego imperializmu, który w 1920 roku ubrany był w bolszewicki mundur była w Polsce niepodległościowa lewica.
Józef Piłsudski z zagrażającą Polsce agresją rosyjską, niezależnie czy carską, czy bolszewicką, walczył całe życie. Przywódca prawicy Roman Dmowski wprost przeciwnie — legitymizował władanie Rosji nad Polską. Był on bowiem deputowanym do parlamentu imperium, a chyba bardziej legitymizować władzy Moskwy nad Polską nie można, niż będąc parlamentarzystą rosyjskiej Dumy. Także później, w okresie międzywojennym sowiecka dyplomacja widziała w endecji swojego sojusznika. Roman Dmowski spotykał się z posłem radzieckim w Polsce, a jego prorosyjskość nigdy nie była kwestionowana. Pisze o tych relacjach profesor Mariusz Wołos[1].
Te późniejsze poczynania Dmowskiego są jednak niczym wobec postawy części działaczy endecji w najtrudniejszych dniach lipca i początku sierpnia 1920 roku. Otwarcie wspierająca narodową prawicę, wydawana w Warszawie przez spółkę, w której 60% udziałów miał Ignacy Paderewski gazeta „Rzeczpospolita”, została zawieszona przez władze państwowe za szkodliwą działalność. To swoistego rodzaju symbol – w najcięższych dniach lipcowych 1920 roku polski rząd, walcząc z wrogami zewnętrznymi, zawieszał wydawanie szkodzących interesom Polski gazety komunistycznych i… endeckich! Głównym autorem „Rzeczypospolitej” był Stanisław Stroński. Jego nienawiść wobec Piłsudskiego była wręcz legendarna. Już w trakcie bitwy warszawskiej ukuł sformułowanie „cud nad Wisłą”, twierdząc, że tylko cud może uratować Polskę mającą tak fatalnego wodza jak Marszałek. Dziś wiemy, że cudem było właśnie to, że takiego wodza Polska miała! Dodajmy, że Stroński w grudniu 1923 roku, tuż przed zaprzysiężeniem pierwszego Prezydenta RP, Gabriela Narutowicza napisał tekst zatytułowany „Usunąć tę zawadę”, czym zainicjował niebywałą nagonkę na głowę państwa. Chory z nienawiści Eligiusz Niewiadomski wykonał postawione w tekście zadanie. Śmierć pierwszego demokratycznie wybranego Prezydenta RP obciąża bez wątpienia sumienie narodowej prawicy!
Latem 1920 roku postawa niektórych działaczy prawicy nie ograniczała się tylko do medialnej nagonki na Piłsudskiego. Związany z endecją generał Józef Dowbor-Muśnicki odmówił objęcia dowództwa Frontu Południowego. Delikatnie nazywając jego postawę niesubordynacją, dodać należy, że zakończyła się zaledwie przeniesieniem do rezerwy. Dziś trochę dziwić może pobłażliwość wodza naczelnego.
10 lipca 1920 roku premier Władysław Grabski (prawica mając większość w parlamencie tworzyła rząd) wziął udział w konferencji w Spa i zaakceptował brytyjską propozycję mediacji z bolszewikami. Zakładała ona uznanie granicy na linii Curzona, oddanie Litwie Wilna oraz niekorzystne rozgraniczenie z Czechosłowacją na Spiszu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim. Związany z prawicą premier zgodził się na takie warunki i wrócił do Polski. W nocy z 12 na 13 lipca odbyło się tajne posiedzenie Rady Obrony Narodowej, na której omawiano ustalenia ze Spa. Ostro zareagował Józef Piłsudski i członkowie Rady z nim związani. Mimo to Rada uznała za słuszne przyjęcie mediacji brytyjskiej. W kilka dni później, podczas kolejnych obrad Rady Roman Dmowski otwarcie zaatakował Piłsudskiego, domagając się jego dymisji i oddania dowództwa armii w ręce związanego z prawicą gen. Józefa Dowbora – Muśnickiego. Piłsudski na to odpowiedział: „Od was polityków i od narodu powinien iść do wojska walczącego na froncie, głos wiary i otuchy, odpowiadający moralnej wartości społeczeństwa i jego niezłomnej woli zwycięstwa. Zamiast tego dajecie demoralizujący obraz waśni, kłótni i rozdarcia! (…) Generałowie wygrywani przez polityków nie potrafią słuchać i służyć, a natomiast intrygują i frondują”. Po tej wypowiedzi wraz z przedstawicielami wojska opuścił dalsze obrady. 24 lipca upadł prawicowy rząd Grabskiego i powołano Rząd Obrony Narodowej z Wincentym Witosem na czele. Miał on poparcie zdecydowanej większości parlamentarzystów i, co ważne, współpracował z wodzem naczelnym.
W najtrudniejszych chwilach krążyły w stolicy plotki o pomysłach endecji wzbudzenia buntu wobec Piłsudskiego i ogłoszenia jakiejś drugiej Polski ze stolicą w Poznaniu. 6 sierpnia delegacja z Poznania zażądała oddania wielkopolskiego i pomorskiego okręgu wojskowego po dowództwo gen. Kazimierza Raszewskiego, co miało być zaczątkiem tworzenia Armii Zachodniej. Aby spacyfikować separatystyczne nastroje, konieczny okazał się wyjazd premiera Wincentego Witosa do Wielkopolski i na Pomorze[2]. Sam Dmowski w sierpniu 1920 roku wyjechał do stolicy Wielkopolski, aby być jak najdalej od bolszewików. Fundator szczującej na Piłsudskiego „Rzeczpospolitej” Ignacy Daszyński latem 1920 roku był w bezpiecznej Szwajcarii. Piłsudski w najtrudniejszym momencie jechał na front, aby osobiście dowodzić kontratakiem znad Wieprza.
Zdecydowana większość sympatyków czy zwolenników prawicy, podobnie jak też lewicy czy ludowców zachowała się, latem 1920 roku, tak jak należy. Kiedy ogłoszono zaciąg do Armii Ochotniczej, namawiano do niego Polaków i na wiecach ludowców czy socjalistów i w kościołach całej Polski. Nawet wśród parlamentarzystów byli tacy, co na ochotnika zgłaszali się do wojska. Chlubnym przykładem jest poseł Polskiej Partii Socjalistycznej Aleksander Napiórkowski, były uczeń pułtuskiego gimnazjum. Zginął on w kawaleryjskiej potyczce pod Ciechanowem. Posłów prawicy na ochotnika zgłaszających się do Armii Ochotniczej ze świecą szukać…
Kreowana dziś legenda o wielkiej jedności ówczesnej klasy politycznej wobec bolszewickiego najazdu jest niestety tylko legendą. W beczce miodu pojawiło się wiele łyżek dziegciu – komuniści i istotna część narodowej prawicy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że warto taką legendę jedności podtrzymywać – wszak dla współczesnego narodu może być wzorem. Tyle tylko, że lepsze wnioski naród będzie mógł wyciągnąć — gdy znając prawdę — porówna choćby takie dwie postawy jak powyżej opisane: generała Dowbora Muśnickiego, co służby w armii odmówił i PPS-owskiego posła Aleksandra Napiórkowskiego co do armii zgłosił się na ochotnika i za Polskę zginął.
Narodowa Demokracja, Roman Dmowski czy zwłaszcza Ignacy Jan Paderewski mają dla Polski zasługi ogromne. Dmowski poprzedzone zdradą, jaką był udział w parlamencie carskiej Rosji, Paderewski haniebnym finansowaniem obrzydliwej, skierowanej przeciw Piłsudskiemu partyjnej i nacjonalistycznej gazety. Pamiętając o ich ogromnych zasługach, nie można zapomnieć o dramatycznie szkodliwych dla Polski i Polaków wyborach i decyzjach, które też są częścią ich życiorysów.
Historia jest dla narodów nauczycielką życia. Co to jednak za nauka, gdy próbujemy opierać ją na konfabulacji, zmyślonej na polityczne potrzeby legendzie, a nawet ordynarnym, podszytym fałszywą ideologią, kłamstwie. Lepiej budować ją na prawdzie, nawet tej bolesnej.
Grzegorz Hubert Gerek
[1] Mariusz Wołos: O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926. Kraków: Wydawnictwo Literackie
[2] Janusz Szczepański: Rada Obrony Państwa wobec najazdu bolszewickiego 1920 roku; w: Radzymin – Warszawa – Polska. Obroniona niepodległość. Radzymin: Muzeum Niepodległości
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Nie Eugeniusz a Eligiusz miał na imię zabójca Narutowicza.