Reklama

Między hejtem a prawem do krytyki. Wraca sprawa komentarza o burmistrzach 

Redakcja wdi24
20/05/2025 18:20

Przez kilka miesięcy trwało postępowanie z zawiadomienia burmistrza Wyszkowa Piotra Płochockiego i jego zastępczyni Alicji Staszkiewicz. Sprawa dotyczyła internetowego komentarza, który – zdaniem władz miasta – przekroczył granice dopuszczalnej krytyki i nosił znamiona hejtu. Postępowanie zostało jednak umorzone. Teraz głos zabrał sam autor, Adrian Karłowicz. W obszernym oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych odnosi się do całej sytuacji, zarzutów, przebiegu postępowania i sposobu działania władz miasta.

Burmistrzowie: „Hejt zatruwa życie społeczne”

W opublikowanym wcześniej na łamach naszego portalu wdi24 oświadczeniu Piotr Płochocki i Alicja Staszkiewicz wyjaśniali, dlaczego zdecydowali się złożyć zawiadomienie do prokuratury. Podkreślali, że granica między krytyką a hejtem została przekroczona:

„Hejt niejedno ma imię i jest zjawiskiem zatruwającym życie społeczne. (…) Granice są bezpardonowo przekraczane, a bezczynność tylko zachęca hejterów do jeszcze większej agresji i zajadłości. Dlatego czasem trzeba powiedzieć tej agresji, a wręcz nękaniu, dość i przestać być bierną ofiarą.”

Władze miasta podkreślały, że choć są otwarte na rzeczową krytykę, to nie mogą zaakceptować ataków na życie prywatne i rodzinne:

„Gdzie więc przebiega granica, kiedy kończy się krytyka, a zaczyna hejt? Dla mnie jest to na pewno sfera prywatna, niezwiązana z działalnością publiczną – sfera związana z życiem rodzinnym.”

Czytaj więcej: „Hejt niejedno ma imię” – stanowisko władz miasta

Komentarz, który wywołał burzę

Adrian Karłowicz przyznaje wprost: „Tak, to ja – to ja jestem tym komentatorem”. Jak opisuje, jego wpis pod artykułem o pierwszym budżecie nowego burmistrza miał charakter polityczno-publicystyczny, zawierał metaforę „głowy, szyi i rąk” jako opisu układu władzy w gminie.

Zdaniem burmistrzów, komentarz zawierał podtekst seksualny i zniesławiał ich jako osoby publiczne.

Karłowicz stanowczo temu zaprzecza: „Naprawdę uważam, że trzeba sporej determinacji albo bardzo elastycznej wrażliwości, żeby z dyskusji o budżecie zrobić insynuację z podtekstem seksualnym.”

Jego zdaniem sprawa od początku mogła zostać rozwiązana inaczej:

„Mogli przecież po prostu napisać do mnie prywatną wiadomość. Wystarczyło zapytać o mój komentarz, zaznaczyć, że w ich rozumieniu przekroczyłem granice dobrego smaku. Jestem przekonany, że natychmiast bym zareagował.”

Śledztwo i umorzenie

Karłowicz opisuje szczegółowo, jak dowiedział się o sprawie – od zaniepokojonego ojca, do którego zadzwoniła policja. Dopiero później ustalono, że chodzi o jego komentarz i zawiadomienie o zniesławieniu.

„Na miejscu pokazano mi tylko jeden komentarz. Wyciętą z kontekstu odpowiedź na wpis innego użytkownika. Tak – ten o jednym ciele. Zaczęły się pytania: czy to moje konto, dlaczego napisałem taki komentarz i co miałem na myśli?”. Jak dalej wyjaśnia: „'Jedno ciało' ? - ciało kolegialne, doradcze, prawne”. 

Karłowicz przyznaje, że nie znał treści zawiadomienia, nie wiedział, co dokładnie mu się zarzuca, a przez kilka miesięcy żył w niepewności.

O umorzeniu postępowania dowiedział się przypadkiem: „Nikt mnie o tym nie poinformował.”

Zgodnie z uzasadnieniem prokuratury, sprawa mogłaby być dochodzona jedynie w trybie prywatnoskargowym – nie publicznym. W ocenie Karłowicza oznacza to, że sprawa powinna pozostać w sferze prywatnej, a nie angażować instytucje publiczne.

„Jeśli władza wykonawcza chce dociekać swoich praw – to owszem może, ale bez wykorzystywania swojego stanowiska i bez robienia sprawy publicznej z prywatnego sporu.”

„To nie była walka o sprawiedliwość – to była strategia”

Karłowicz w swoim oświadczeniu analizuje kontekst sprawy, swoją działalność w przestrzeni publicznej i rolę, jaką – jego zdaniem – odgrywał w lokalnej debacie. Krytykuje styl zarządzania informacją przez urząd, praktyki blokowania użytkowników w mediach społecznościowych oraz brak otwartości na krytyczne głosy:

„Czy wystarczy ‘niewygodny komentarz’, żeby urzędnicy złożyli zawiadomienie do prokuratury? To historia nie tylko o mnie. To historia o tym, co może spotkać każdego, kto publicznie zada pytanie, zinterpretuje dane, napisze opinię i nie trafi w ton uznany za bezpieczny.”

Karłowicz zapowiedział też, że skierował pismo do Komisji Skarg, Wniosków i Petycji oraz Komisji Współpracy z Mieszkańcami, z prośbą o rozwiązanie sporu w duchu mediacji i dialogu. Choć nie zamierza rezygnować z publicznej aktywności, podkreśla:

„Nie robię tego dla lajków. (…) Zależy mi na wzajemnym szacunku – nawet w sporze.”

Obywatelski głos czy hejt?

Władze miasta uznały komentarz za hejt, Karłowicz – za publicystyczny głos w dyskusji. Rozstrzygnięcie tej granicy pozostaje kwestią interpretacji, ale sam fakt skierowania sprawy do prokuratury – i jej ostateczne umorzenie – wywołał poważną debatę na temat relacji między obywatelami a samorządem.

Dla wielu mieszkańców to również pytanie o to, czy władza potrafi przyjąć krytykę – nie tylko tą wygodną, ale i trudną.

Karłowicz pisze: „Moje komentarze można zignorować, przyjąć do wiadomości, poddać do dyskusji lub wyciągnąć wnioski – a jeśli ktoś nie wyłapuje kontekstu, zawsze warto zapytać.”

Swoje oświadczenie kończy słowami: „Wolność słowa to nie luksus. To fundament”. 

Czy władze miasta odniosą się do obszernego i szczegółowego stanowiska Adriana Karłowicza? Czy zdecydują się na dialog i próbę wyjaśnienia sporu poza salą sądową? Sprawie będziemy się nadal uważnie przyglądać.

AKTUALIZACJA:  Jak udało nam się ustalić, sprawa nie będzie już publicznie komentowana przez władze gminy. Do naszej redakcji trafił jednak fragment uzasadnienia decyzji prokuratury.

Co zdecydowała prokuratura w sprawie komentarza na temat burmistrzów?

Prokuratura oceniła, że komentarz, który był przedmiotem zawiadomienia złożonego przez burmistrza Piotra Płochockiego i jego zastępczynię Alicję Staszkiewicz, mógł rzeczywiście nosić znamiona przestępstwa zniesławienia, czyli naruszenia ich dobrego imienia. W szczególności – jak wskazano – komentarz mógł być odbierany jako przypisujący tym osobom nieprofesjonalne zachowanie, nieprzystające do pełnionych przez nie funkcji.

W uzasadnieniu odwołano się także do standardów orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Podkreślono, że choć osoby publiczne muszą liczyć się z ostrzejszą krytyką niż osoby prywatne, także wobec nich obowiązują granice debaty publicznej.

Według prokuratury, wpis nie odnosił się wprost do konkretnych decyzji czy działań burmistrza i jego zastępczyni, ale zawierał sformułowania, które mogły być odczytane jako posiadające podtekst seksualny. Tego rodzaju przekaz – zdaniem śledczych – nie był uzasadniony interesem publicznym ani nie miał charakteru konstruktywnej krytyki.

Jednocześnie – i to kluczowe – prokuratura uznała, że tego typu sprawa nie powinna być prowadzona z urzędu, czyli przez organy państwowe. Powinna zostać skierowana w trybie prywatnoskargowym, co oznacza, że osoby czujące się zniesławione mogą dochodzić swoich praw we własnym imieniu przed sądem cywilnym.

Podsumowując, prokuratura częściowo przyznała rację władzom gminy, uznając, że komentarz mógł naruszać ich dobre imię. Uznała jednak, że sprawa nie powinna być ścigana publicznie, lecz powinna trafić do sądu jako sprawa cywilna między stronami.

 

Aktualizacja: 21/05/2025 09:10
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo wdi24.pl




Reklama
Wróć do