
Premiera najnowszej książki Huberta Klimko-Dobrzanieckiego „Tu i Tam”, która jest zbiorem jego najznakomitszych felietonów, miała miejsce w Miejsko-Gminnej Bibliotece Publicznej w Wyszkowie. Autor przyjechał prosto z Wiednia pociągiem – a kolej uwielbia. Tego wieczoru nieprzypadkowo przeczytał gościom jeden ze swoich tekstów o znamiennym tytule „Koleje życia”.
Pisarz, poeta, scenarzysta, filmowiec, emigrant, podróżnik, uważny obserwator rzeczywistości – ponownie raczył wyszkowian niezwykłymi opowieściami z własnego życia i anegdotami z wielu zakątków świata. Dlaczego ponownie? Niecały rok temu to właśnie w Wyszkowie obchodził swoje 25-lecie twórczości, i najwyraźniej wspomnienia miał na tyle dobre, że znów mieliśmy okazję spędzić wieczór, wsłuchując się w ten fantastyczny, pełen humoru i niezwykle błyskotliwy dialog naszego bohatera z prowadzącą – dyrektor biblioteki Małgorzatą Ślesik-Nasiadko.
Już na wstępie pisarz przyznał szczerze, że o 4:30 nad ranem „zmobingował” własnego psa, zmuszając go do szybkiego spaceru, by nie spóźnić się na pociąg w kierunku Wyszkowa - 12 marca był dniem nie tylko spotkania autorskiego, ale też pierwszym dniem, kiedy książka trafiła do księgarń.
Dyrektor biblioteki podkreśliła, że chwaliła się tym faktem: – Właśnie „tu”, a nie „tam” premiera tej książki – nawiązała zgrabnie do tytułu publikacji.
Hubert Klimko-Dobrzaniecki, nominowany do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus, Nagrody Literackiej Nike oraz do Nagrody Mediów Publicznych „Cogito”, a w 2007 roku będący na liście kandydatów do Paszportów „Polityki”, przyciągnął na spotkanie nie tylko mieszkańców Wyszkowa. Niektórzy pokonali ponad 200 km, by móc zobaczyć autora na żywo.
A były pewne obawy…
– Cieszę się, że państwo przyszliście – mówił Klimko-Dobrzaniecki. – Środa, tak po Popielcu, a tyle osób! – żartował, bo poczucia humoru zdecydowanie nie można mu odmówić.
Przytaczając krótko zawody, które uprawiał, a oprócz pisania były to m.in. barman i pielęgniarz, autor przypomniał też, że kiedyś… „skubał indyki”. – Dwa tygodnie przed świętami w Wielkiej Brytanii, kiedy byłem studentem. Potem przeczytałem, że byłem profesjonalnym skubaczem indyków. I tak już przywarło – skomentował.
Autor wspominał również swoje pierwsze spotkanie w Wyszkowie, które było uczczeniem 25-lecia twórczości, a o nowej książce mówił: – Ta książka trochę pokazuje moją drogę artystyczną i jest książką jubileuszową. Jest wydana na tę okazję.
– Z tym jubileuszem to trochę „przeginasz”, bo w zeszłym roku był jubileusz, a w tym roku znowu jubileusz… – żartowała dyrektor.
– Zależy, jak się liczy – odpowiedział pisarz.
„Tu i Tam” to materiał, który powstawał przez kilkanaście lat. To zbiór felietonów, które autor publikował na łamach miesięcznika „Odra”, a zdarzało mu się także w „Polityce”. – Setki tego wyszło – mówił.
W książce znalazły się tylko wybrane teksty, a wyboru dokonywał sam pisarz.
Dyrektor biblioteki zwróciła uwagę, że bycie felietonistą w miesięczniku takim jak „Odra” daje dużą swobodę twórczą, pozwala pisać „jak się chce” i bez większych ograniczeń. Tego samego zdania był autor, podkreślając, że mimo braku narzuconej cenzury musi trzymać się pewnej autodyscypliny. – Mam tylko 3 tysiące 800 znaków ze spacjami. Muszę wszystko oddać w sposób bardzo zwarty – wyjaśnił.
Dyrektor zaznaczyła, że ceni go za szczerość, odwagę i brak kompromisów w pisaniu. „Jesteś… takim pisarzem PISARZEM, a nie autorem „produkcji literackiej” – powiedziała, a z sali rozległo się: „Chwała Bogu, dziękuję”.
Klimko-Dobrzaniecki jak zawsze podszedł do tematu z humorem: – Bo nie umiem. Jakbym umiał, to byłbym bogaty – skwitował.
– Czasami nawet człowiek się wkurzy: „co on tutaj pisze” – dodała z uśmiechem prowadząca. - Ta książka, to są takie perełki, prozatorskie „cacuszka” skondensowane. Nie jesteś pisarzem gatunkowym, ale mistrzem gatunku - mówiła.
Nie zabrakło rozmowy o literaturze. Zapytany o ulubionego polskiego pisarza, Klimko-Dobrzaniecki bez chwili zawahania wskazał Wiesława Myśliwskiego. „To jest prawdziwy pisarz, to są prawdziwe powieści” – podkreślił. Z kolei z nieżyjących mistrzów literatury wymienił Lema, a następnie dodał, że coraz częściej wraca do klasyków – Mickiewicza, Słowackiego, Dostojewskiego, Gogola.
Opowiedział też o swoim doświadczeniu z „Wojakiem Szwejkiem” – książką, którą przeczytał jako osiemnastolatek, ale dopiero po latach w pełni ją zrozumiał. Podzielił się też kilkoma planami: pracą nad kolejną książką dla dzieci, a także publikacją o Wiedniu. Będą w niej jego czarno-białe fotografie, które – jak zaznaczył – wymagają cierpliwości. „Na nie się czeka” – powiedział, dając do zrozumienia, że analogowa fotografia to dla niego równie ważny element sztuki.
W czasie spotkania pełnego płynnej wymiany myśli wspominano także topowe publikacje autora: „Dom Róży, Krýsuvík”, „Pornogarmażerka”, „Samotność”, „Królik po islandzku”. Tu dodać trzeba, że to tekst felietonowy był czasami zaczynem do napisania powieści – tak było m.in. w przypadku „Fisharmonii. Snówpowiązałki”.
Wracano do fragmentów, które nawiązują do prawdziwych doświadczeń i przeżyć autora. Jego podróży, kolei losów, czy to w Polsce, Austrii, czy na Islandii – tu mogliśmy się nawet dowiedzieć, kiedy można spotkać słynną wokalistkę Björk na piwie (i gdzie!) oraz jak łatwo wpaść na królową, robiącą zakupy w warzywniaku.
Posłuchaliśmy też, że podróże pociągiem „mają w sobie coś romantycznego”, i że w 1/6 jest współwłaścicielem jednej ze stacji kolejowych w Polsce, co dostał w spadku po rodzinie (bo wujek był właścicielem pola, na którym takowa powstała).
Wyjawił również, że w Pieninach zamierza postawić dom.
– Odwiedzimy! – padło z publiczności.
– Będą wieczorki, które mogą być o poranku – tradycyjnie żartował pisarz.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie