
W niewielkiej wsi Kamieńczyk, która to ostatnimi czasy zyskuje na popularności i przyciąga nie tylko letników tłumnie biorących udział w corocznym Festiwalu Miodu i Chleba, ale również miłośników pięknych krajobrazów, spacerów wzdłuż rzeki i zapachu lasu, mieszka wyjątkowa rodzina. Rodzina, która od dawna związana jest z tym miejscem, jego kulturą i tradycją. Rodzina, w której 5 pokoleń kobiet oddało się jednej pasji.
Nie od razu było to takie oczywiste. Często długo szukały własnej drogi, po drodze zajmując się rozwojem kariery, poznawaniem świata. Ada Piwoska wróciła do rodzinnych tradycji tuż przed pandemią. Był to dla niej czas podsumowań, wspomnień z dzieciństwa i bodziec do zmiany swojego dotychczasowego życia z zapracowanej bizneswoman głównie spędzającej swój dzień w Warszawie do kontynuacji rodzinnych tradycji rękodzieła. Jej mama, Barbara Chlebowicz od zawsze aktywna w lokalnych stowarzyszeniach, kołach gospodyń, a obecnie nowa Przewodnicząca Rady Seniorów Gminy Wyszków, od zawsze w wolnym czasie realizowała się manualnie, jak jej mama, babcia i inne kobiety z ich rodziny. Teraz Ada z pomocą córek, 10-letniej Zosi i 19-letniej Zuzanny postanowiły rozwinąć rodzinny zwyczaj. I to z rozmachem. Nie pomijając przy tym wszystkich nauk swoich przodkiń, powstała rodzinna marka Moja Mija.
W trakcie rozmowy z Adą nie tylko poznajemy historię pokoleń kobiet z przeszłości, ale również poznajemy Zosię i Zuzę, które są obecne w trakcie naszego spotkania i wspierają mamę w rozwijaniu rodzinnych tradycji. Tutaj praca, pasja nie jest oderwana od czasu z najbliższymi, a jest częścią codziennego życia. Na początek oprowadza nas Zuza, która pokazuje nam swoje makramy. Tworzy je od niedawna i chociaż każda jest doskonała, to twierdzi, że kolejne będą lepsze. Po chwili pojawia się młodsza, Zosia.
Od kiedy robisz takie prace z mamą?
Zosia: Nie wiem. Nie pamiętam.
Ada: U nas to zawsze się robiło. Prababcia, babcia, moja mama, ja i teraz moje córki. To 5 pokoleń. Chociaż… praprapra… babcia też robiła.
Dla siebie dla bliskich dla rodziny?
Nie, prababcia robiła obrusy na szydełku na ołtarze. Na szydełku robi się z takiej cienkiej włóczki, kordonku, i richelieu [precyzyjny sposób zdobienia obrusów, serwetek i bieżników. Polega na łączeniu wyciętych fragmentów tkaniny charakterystycznymi słupkami lub pajączkami, pozwalając na tworzenie ażurowych kompozycji przypominających koronkę – przyp. red.] Zobacz, robiłyśmy je razem. A te? To już moje rzeczy. Sprzed 40 lat. Chyba miałam 5 albo 6 lat, gdy je robiłam.
Naprawdę ty je robiłaś? Piękne są. Robiłaś je z mamą czy babcią?
Z praprababcią.
I ona uczyła cię już wtedy tego wszystkiego?
Wiesz co, to nie było tak. Moja praprababcia opiekowała się nami (Adą i jej bratem przyp.red.) i pomagaliśmy. O zobacz, to też robiłyśmy razem. A tutaj są pozostałości, które moja mama robiła.
------------------
Zosia: Mama, a gdzie moja hulajnoga?
Ada: Spytaj się taty, kochanie.
-----------------
Ada: Tak, także jak byliśmy mali i mama wróciła do pracy, wiesz, jak to kiedyś było, to babcia nas sadzała i robiła takie rzeczy. Dawała mi i mojemu bratu nożyczki i robiliśmy tutaj dziurki, wycinaliśmy precyzyjnie. Robiła obrusy do Cepelii 3, 4-metrowe i też do Częstochowy, które tam nadal są. Jak babcia pracowała, to ja z bratem byliśmy do tego angażowani i tak siadaliśmy z nią i wycinaliśmy.
Uczy to cierpliwości?
Tak, ale wtedy ważny był czas razem. W trakcie babcia nam opowiadała przeróżne historie np. o wojnie. A my bardzo lubiliśmy słuchać.
------------------
Zosia: mamuś, nie mogę znaleźć hulajnogi?
Ada: Kochanie, zobacz w drwalce.
Zosia: Nie ma jej tam.
Ada: To sprawdź w garażu.
----------------
Czyli głównie chodziło o spędzanie razem czasu, który wszystkim sprawiał przyjemność?
Ada: Tak. Były rozmowy, opowiadania. Moja prababcia tylko tym się zajmowała. Nigdy nie pracowała zawodowo. Potem opiekowała się wnukami. A babcia zajmowała się tylko robieniem ubrań: sukienki, bluzki, spódnice, spodnie na szydełku. Kochała druty.
Robiła na zamówienie, na sprzedaż?
Tak, też. Dla osób z okolicy.
Wszystkie były związane z Kamieńczykiem?
Moja prapra i prababcia tak. Babcia akurat przeprowadziła się do Wyszkowa, ale całe życie była związana z Kamieńczykiem.
------------------
Zosia: Nie ma mojej hulajnogi
Ada: Zosieńko, nie wiem, gdzie może być.
-----------------
Ada: Wracając do tematu... Moja mama z kolei szyje. Teraz robi torebki. Czasami robi na drutach, zwłaszcza swetry. Dopiero teraz zaczynamy do sklepu robić chusty szydełkowe, sukienki. Teraz mamy tutaj sukienkę ombre, jest obecnie tak ogromny wybór włóczek. Kolorystyka jest wspaniała. A! Nie wspomniałam, że moja prababcia i babcia zajmowały się tkaniem, np. z wełny. Zobacz.
I to jest zrobione rękami twojej babci?
Tak, to jest kapa zrobiona na krosnach. To ma z … 80 lat?
A jak to się stało, że udało ci się to wszystko zachować?
U nas takich rzeczy się nie wyrzuca. Moja mama zawsze to trzymała, babcia i to przechodzi z pokolenia na pokolenie.
Wygląda jak nowy…
To jest owcza wełna i sądzę, że przetrwa jeszcze wiele lat. Chociaż kolory już wyblakły to fakt, nieźle się trzyma.
Sprzedajesz rzeczy z taką historią?
Nie, tych nie. O, a tutaj zobacz, są poduszki, które moja babcia robiła. Trochę się prują, ale są. Wiesz, krąży taka śmieszna może historyjka: jak zapytasz się starszych osób, rodowitych mieszkańców Kamieńczyka, i takich w moim wieku również, czy moją rzeczy wykonane przez Marysię Ciok, moją prababcię, to jestem w stu procentach przekonana, że mają babci serwetki, poduszki itd. Jak zaczęłam rozkręcać swoją działalność, to wiele osób do mnie pisało: „O, ja mam twojej babci rzeczy” albo „twoja babcia robiła mi ozdoby na stół”. A ja sama miałam 30 lat przerwy.
A dla siebie, dla bliskich, kompletnie nic?
Nic.
To, co było tym przełomem, że wróciłaś do rodzinnych tradycji?
Zmieniłam pracę. Stwierdziłam, że czas się przekwalifikować. Pracowałam po 12 godzin plus dojazdy, wyjazdy za granicę częste… i tak to trwało 21 lat.
Powiedziałaś sobie: dość?
Trochę tak. Byłam już zmęczona. Stwierdziłam, że muszę zmienić zawód. Wtedy jeszcze nie było koncepcji, na jaki. Zaczęła się już pandemia i siedziałam w domu. Kupiłam trochę włóczki i… tak mi się to spodobało, że poczułam, że muszę sobie wszystko przypomnieć. Najpierw robiłam dla siebie, ale ostatecznie sama nic nie mam do tej pory! Ani podkładek pod kubki, ani doniczek, nic. Dlatego że, co zrobiłam, od razu szło gdzieś do ludzi. A to sąsiadka zobaczyła i poprosiła, żebym jej wykonała parę rzeczy. I tak do poszło. Co miałam zrobić dla siebie, to szło w świat. Ktoś zobaczył moje prace u tej sąsiadki i też zamówił. Zaczęłam dokupywać coraz więcej materiałów, a za chwilę okazywało się, że to za mało. Co tylko zarobiłam, to znów kupowałam. Także cieszę się bardzo, że od początku nie dokładam. Co prawda, co zarobię, to przeznaczam na niezbędne mi narzędzia i realizację nowych pomysłów (śmiech) - a pracuję na wyłącznie polskich materiałach, włóczkach i sznurku - więc na razie to jeszcze zabawa, ale w planach mam otworzenie sklepu z rękodziełem w Wyszkowie. Chciałabym, żeby to było połączone z kawiarnią, w której będzie można poczytać książkę, popatrzeć jak ja pracuję i oczywiście coś zamówić dla siebie.
Te wszystkie materiały, które nas tu otaczają, są niezwykle mięciutkie, takie „milusie”. Zwłaszcza te poduszki…
Robi się je na palcach, mogę ci pokazać. Tak jak robisz na drutach, czy szydełku, to tutaj wszystko robisz palcami. Z tego materiału wykonujemy szale, koce, czapki, szaliki. To prosty wzór, nieskomplikowany, jednak potrzebna jest cierpliwość. Zobacz, chcesz przymierzyć tę czapkę?
Pewnie.
I jak?
Wspaniała. Niezwykle cieplutka i przyjemna.
Ostatnio była u mnie Pani, a było ze 20 stopni, która chyba chciała się tylko rozejrzeć i kupić coś innego, a wyszła dokładnie w takiej czapce! Sporo Pań wychodzi stąd również z takimi szalami- kominami. Potem do mnie piszą albo wysyłają zdjęcia i dziękują. To bardzo miłe.
Czyli nowy biznes to strzał w dziesiątkę?
Na razie nie dokładam, ale chciałabym zacząć zarabiać. W związku tym zaczęłam przeprowadzać warsztaty. Założyłam stowarzyszenie, dzięki czemu poznałam też wiele osób i teraz odwiedzam np. domy kultury. Przeprowadzam najczęściej zajęcia dla dzieci i osób starszych: zajęcia relaksujące albo ćwiczące uwagę i koncentrację. I to się świetnie sprawdza, np. robiąc opaski. W ciągu 10 minut i dorosły i dziecko jest w stanie zrobić sobie piękną, kolorową opaskę. Jedna z dziewczynek ostatnio robiła z myślą o siostrzyczce. I od razu jest efekt ich pracy. Dzieci się nie zrażają, mają od razu gotowy wytwór własnej pracy do codziennego użytku. Starsze osoby również są zadowolone, często komentują: „Ojej, zrobiłam to od razu”. Robię takie warsztaty i w domach kultury i w plenerze.
Jakie wspominasz szczególnie?
Chyba warsztaty w trakcie Białej Niedzieli w Wyszkowie w sierpniu zeszłego roku. Były tam spotkania m.in. z lekarzami, rehabilitantami. Zaproszono mnie gościnnie, żeby przeprowadzić zajęcia. Miało być 60 opasek, a zrobiliśmy 300! W małym namiocie! Po 8 godzinach straciłam głos i czucie w palcach, ale byłam przeszczęśliwa. A wiesz, zdarza się, że prowadzę też warsztaty na prywatnych przyjęciach urodzinowych. Coraz chętniej rodzice wymyślają kreatywne atrakcje na przyjęcia dla swoich dzieci. Niewielkim kosztem wynoszą coś dla siebie na pamiątkę z imprezy.
Rękodzieło w ogóle staje się popularne i cenione. Duża jest konkurencja?
Prawda jest taka, że każdy, ten kto robi, nieważne już co, nigdy nie zrobi tego samego. Ja skupiam się na robieniu rzeczy do domu: praktyczne, ładne, funkcjonalne i dobrej jakości. Jak już wspominałam, nawet ten zwykły bawełniany sznurek, na którym głównie pracuje, jest najwyższej jakości i polskiej produkcji. I co istotne, można to wszystko normalnie prać. Te osłonki na doniczki, na świeczki, wszystko można zdjąć. Nie są to przedmioty jednorazowe użytku. Tutaj robię komplet na zamówienie cały w lawendzie, także wszystko można w jednym stylu i kolorze sobie dopasować, jak się chce.
A zabawki?
To była potrzeba chwili. Przychodzili klienci z dziećmi i zrobiłam na próbę. Ten malutki misio cieszy się dużą popularnością. Tak jak zakładki do książek. Nie spodziewałam się takiego zainteresowania. Moje dziewczyny robią bazy do nich, a moja mama je zszywa, tworzy z tego całość.
Tworzycie rodzinną firmę.
Trochę jakby „niechcący naumyślnie” zaczęła się rozwijać rodzinna pracownia. Zuza to non stop z moją mamą coś robiła, głównie z materiałami: ubranka dla misia, butki. A teraz i starsza i młodsza Zosia robią również razem ze mną. Z Zuzą zrobiłyśmy makramę, piękna wyszła. Jest Pod Jesionem na altanie, 2,5 metra na 2 metry. Przydaje się na różne sesje zdjęciowe, zwłaszcza ślubne. A Zosia najbardziej lubi robić paluszkami głównie „podusie dla dzidziusia” do wózka albo łóżeczka. A to jest idealna włóczka dla maluchów. Robi też komplety z kocykiem. Zapomniałam dodać, że Zosia towarzyszyła mi w pracy na Białej Niedzieli i właściwie to razem prowadziłyśmy warsztaty.
Macie wspólną pasję.
Fajnie jest, jak spędza się razem czas. One oczywiście mają też swoje zainteresowania: muzyka, harcerstwo, ale dzięki temu również odrywają się nieco od elektroniki. Tak, ten wspólny czas jest bezcenny. Jak siadamy razem, to nawet mój mąż czasami coś złapie i nam pomoże. Okazuje się, że trochę z żartu, odrobiny więcej wolnego czasu i kupienia kilku sznurków wyszło coś niezwykłego. Teraz nie wyobrażam sobie innego życia.
-------------------
Hulajnoga się znalazła!
Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Jaros
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie