
"Czy na podlaskiej prowincji też domagają się prawa do decydowania o aborcji?" - z takim pytaniem Onet udał się na wschód kraju, gdzie tradycyjne wartości mają wydawać się mocniejsze. Co usłyszeli? Niespodziewanie jednomyślny głos kilkunastu przypadkowo spotkanych kobiet: "To jest nasze ciało, a nie ich!".
— Chore jest to, że wiesz, że masz niepełnosprawne dziecko i masz je rodzić, a polskie państwo nie pomaga — mówi 27-letnia pielęgniarka, która z dramatami kobiet spotyka się bardzo często.
— Sprawa wymaga zmiany systemowej, czyli wprowadzenia odpowiedniej edukacji, odpowiedniej profilaktyki, a wtedy można uchwalić taką ustawę liberalizującą prawo — wyraża swoje zdanie 60-letnia Ewa.
"W przesmyku między bulwarami w Supraślu, a internatem Plastyka spotykam dwie uczennice tego liceum. Rozmawiają na głośniku telefonu z nauczycielką, która instruuje, gdzie za chwilę rozpoczynają się warsztaty. Rozmawiamy, idąc razem. Obie zgodnie mówią, że chcą mieć prawo wyboru. Jedna z nich zatrzymuje się i mówi: — To nie jest nakaz, że musimy zrobić aborcję, ale taka możliwość powinna być. Przecież nikt mnie nie zmusza do tego, żeby to zrobić i niech każdy postępuje wedle swojego uznania i wyboru — Oliwia ma 18 lat" - pisze dziennikarka Onetu.
Kobiety w rozmowie z Onetem nie widzą rozwiązania w referendum aborcyjnym, bo zdecydowanej większości głosujących sprawa usuwania ciąży w ogóle nie dotyczy.
Więcej w ONET.PL
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie