
Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło plany nowelizacji przepisów, które mają rozwiązać problem braków kadrowych w przedszkolach. Nowe regulacje pozwolą, by w wyjątkowych sytuacjach zajęcia objęte podstawą programową prowadziły osoby bez kwalifikacji nauczycielskich. Decyzja już teraz budzi kontrowersje wśród rodziców i nauczycieli.
Kto będzie mógł prowadzić zajęcia?
Zgodnie z propozycją MEN, osoby bez przygotowania pedagogicznego będą mogły prowadzić obowiązkowe zajęcia w przedszkolach publicznych i niepublicznych, jeśli dyrektor uzna, że kandydat posiada "odpowiednie przygotowanie". Dodatkowym wymogiem będzie uzyskanie zgody kuratora oświaty. Obecnie osoby bez kwalifikacji mogą prowadzić jedynie zajęcia dodatkowe, takie jak rytmika, sport czy języki obce, ale nie realizować programu wychowania przedszkolnego.
Resort argumentuje, że zmiany są konieczne ze względu na dramatyczne braki kadrowe. Z danych MEN wynika, że w całym kraju brakuje około tysiąca nauczycieli przedszkolnych. Nowelizacja ma dać dyrektorom większą elastyczność kadrową, na wzór przepisów obowiązujących w szkołach podstawowych, gdzie podobne rozwiązania już funkcjonują.
Rodzice oburzeni: "Przedszkole to nie przechowalnia"
Rodzice dzieci w wieku przedszkolnym nie kryją swojego niezadowolenia. Wielu z nich obawia się, że zmiana przepisów obniży jakość edukacji i opieki nad dziećmi. – Przedszkole to nie jest miejsce do przetrzymywania dzieci – mówi w rozmowie z Onetem Marta, mama 3-letniego Franka. – Mamy prawo wiedzieć, że osoba, która spędza z naszym dzieckiem osiem godzin dziennie, ma odpowiednie przygotowanie i kompetencje.
Podobne obawy ma Michał, ojciec 5-letnich bliźniaków z Warszawy: – To zbyt odpowiedzialna praca, by "łatać dziury" przypadkowymi ludźmi. Jeśli taka osoba popełni błąd wychowawczy albo nie rozpozna niepokojących objawów u dziecka, kto poniesie konsekwencje? Ucierpią przede wszystkim dzieci.
"To cios dla zawodu nauczyciela"
Nauczyciele przedszkolni również nie kryją frustracji. Wielu z nich uważa, że nowelizacja deprecjonuje ich zawód i podważa znaczenie ich pracy. – To tak, jakby powiedzieć lekarzowi: skoro brakuje was w szpitalu, zatrudnijmy kogoś, kto dobrze zna się na zielarstwie i lubi ludzi – ironizuje Agnieszka, nauczycielka z przedszkola na warszawskim Ursynowie. – Przedszkolak to dziecko z potrzebami emocjonalnymi, społecznymi i poznawczymi. To czas formowania postaw i rozwijania mowy. Jak ktoś bez przygotowania pedagogicznego ma to wszystko ogarnąć?
Dr Zuzanna Jastrzębska-Krajewska, terapeuta wczesnego wspomagania rozwoju dziecka, dodaje: – Państwo właśnie otwarcie przyznaje: nie musisz być nauczycielem, żeby uczyć dzieci w przedszkolu. Wystarczy, że "realizujesz podstawę programową". To kolejny akt lekceważenia naszego zawodu – mówi w rozmowie z Onetem.
Czy "elastyczność kadrowa" rozwiąże problem?
Choć MEN przekonuje, że zmiany są konieczne, by załatać braki kadrowe, eksperci i rodzice pytają, czy obniżenie wymagań to właściwa droga. Pani Teresa, emerytowana nauczycielka z 35-letnim stażem, zauważa: – To nie przepis powinien się naginać do braku ludzi. To system powinien zadbać o to, by nauczycielom przedszkolnym chciało się pracować. Jeśli wycenimy tę pracę na minimum, to i efekty będą byle jakie.
Agata, mama 4-letniego Patryka, zwraca uwagę na szczególnie trudną sytuację dzieci z orzeczeniami: – Mój syn był diagnozowany od 18. miesiąca życia. Trafiliśmy na nauczycielkę z wykształceniem psychologicznym, która potrafiła wspierać jego rozwój. Jak mamy zapewnić taką opiekę dzieciom, jeśli do grupy trafi osoba, której jedynym atutem jest to, że "lubi dzieci"?
Nowelizacja ma wejść w życie dwa tygodnie po ogłoszeniu jej w Dzienniku Ustaw. Jednak już teraz widać, że zmiany wywołują silne emocje. Rodzice i nauczyciele apelują by, zamiast obniżać wymagania, poprawić warunki pracy w przedszkolach i zwiększyć prestiż zawodu nauczyciela.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.
Komentarze opinie