Reklama

Niemal pół wieku w służbie policji. Rozmowa z Tadeuszem Kokoszką

Redakcja wdi24
09/01/2024 16:07

Tadeusz Kokoszka spędził niemal pół wieku, wypełniając swoje obowiązki w Komendzie Powiatowej Policji w Wyszkowie. "Niezwykle szanowany, lubiany" - mówią pracownicy. Spotykamy się 6 grudnia na kilka dni przed jego odejściem na zasłużoną emeryturą. Elegancki, uprzejmy, wita się z uśmiechem.

Agnieszka Jaros: Staż niesamowity. Jestem pełna podziwu. Już w 2013 roku otrzymał Pan z rąk Bronisława Komorowskiego medal za długoletnią służbę.

 

Tadeusz Kokoszka: -Tak, złoty. Na wniosek Komendanta Powiatowego Policji w Wyszkowie za zasługi dla komendy i również jako samorządowiec, za pozyskiwanie pieniędzy dla policji. Za to m.in. zostałem wyróżniony.

A były jeszcze inne nagrody?

- Powiem tak, tych starych czasów nie liczę. Przyszedłem w styczniu 1975 roku… to są stare dzieje.

To zatrzymajmy się na chwilę przy  tym 1975 roku. Jak to się zaczęło? Jakie okoliczności zaszły, że właśnie tutaj Pan się znalazł?

- A to jest bardzo ciekawa historia. Złożyłem dokumenty do Przedsiębiorstwa Wierceń Geofizycznych w Wyszkowie. Mój ś. p. szwagier był milicjantem. Idąc od dworca autobusowego przy komendzie, zauważył mnie i zaprosił do siebie. Rozmawialiśmy, już nie pamiętam o czym. Był też jego kolega i w międzyczasie przyszła osoba, która zajmowała się kadrami. Od słowa do słowa i nagle pyta się: a pan to jest po wojsku? To mówię: a jestem. I padło: A czy nie chciałby pan u nas pracować? Bo jest etat. Oczywiście zapytałem: A ile pan oferuje? Jaka płaca? Już wiedziałem, ile w przedsiębiorstwie mogę dostać. Powiedział, że będzie ponad 3 tys. do ręki. To powiedziałem, że się zastanowię. Od razu mi powiedzieli, że jeśli wyrażę zgodę, to trzeba zebrać opinię z wojska itd. No i w końcu złożyłem te dokumenty. Między świętami a sylwestrem byłem na przyuczeniu, żeby mogli sprawdzić, czy się w ogóle nadaję i umowa została podpisana.  O ile się nie mylę, 31 grudnia 1974 roku.

Spodziewał się Pan, że tyle lat upłynie w jednym miejscu?

- Nie, nie, nie. Nigdy bym się nie spodziewał, że przepracuje tu 49 lat.

Teraz to się bardzo rzadko zdarza.

- Tak. To prawda. Powiem szczerze, że początki były bardzo trudne. Dwie reorganizację przeżyłem w 1975 roku. To było ważne. Z województwa warszawskiego przeszliśmy pod województwo ostrołęckie. Dołożyli nam dużo pracy, doszło dużo jednostek nam podległych. Dwa komisariaty z Tłuszcza – to był miejski, kolejowy, posterunek w Zatorach, w Obrytem, jeszcze Dąbrówka i Klembów. To był największy rejon wyszkowski w województwie ostrołęckim. A mało tego stacje obsługi mieliśmy w Ostrołęce. I jak przyszedłem tu do pracy, jeśli chodzi o tabor samochody, to był znikomy.

Jak to dokładnie wyglądało?

- Każdy posterunek posiadał motocykl z bocznym wózkiem, tzw. urale. radzieckie motocykle. Kryminalny, prewencja, i wtedy jeszcze bezpieka, oni mieli samochody. Pamiętam, że w ruchu drogowym, wtedy w 1975 był jeden fiat, który brał udział w rajdzie Monte Carlo. Wyszków go otrzymał dzięki dobrej współpracy z naczelnikiem Wydziału Ruchu Drogowego z Warszawy. I oczywiście były nyski, typu 521, niski dach.

Wróćmy jeszcze do tych pierwszych dni pracy. Jaki zakres obowiązków na początku Pan miał?

- Moim kierownikiem był ś. p. Aleksander Dąbkowski, który po reorganizacji przeszedł do Ostrołęki. Ja zajmowałem się transportem i wszystkimi sprawami wokół tego, m.in. tankowaniem aut (wtedy mieliśmy swój własny CPN), robiliśmy listy płac za używanie prywatnych motocykli do celów służbowych – dzielnicowy, czy posterunkowy jak zgłosił motocykl do spraw służbowych, to, co kwartał sporządzaliśmy listy, sprawdzaliśmy dokumenty i wypłacaliśmy pieniądze. Dodatkowe listy były na malowanie i pochodne. A główne przychodziły z Warszawy. Wtedy dwie osoby szły do banku, czek wypisywaliśmy, pobieraliśmy pieniądze i wypłacaliśmy. Wtedy jeszcze nie było podatku VAT. Wszystko, co było, to było do ręki.

Jaka zmiana w ciągu tych 49 lat, a może był to moment, utkwiła w Pana pamięci?

- Przemalowywanie milicji na policję. Nie było takiej możliwości, żeby wszystkie samochody wymienić na inne. Wpadliśmy na taki pomysł, żeby pierwsze litery zamalować. I z szablonu robiliśmy podobne, żeby to była nie milicja, a policja.

Zapewne w ciągu tylu lat było wiele lepszych i gorszych momentów. Wspominając różne kadencje komendantów…

- Wie Pani, przeżyłem 14 komendantów, każdy był inny.

Co było największym wyzwaniem dla pracownika cywilnego wśród rotacji różnych oficerów i kolegów?

Nie wszyscy funkcjonariusze patrzyli pozytywnie na pracowników cywilnych. Tak naprawdę bardzo dużo pracy wykonujemy. Bez niej, policja by nie funkcjonowała. Często jest jej więcej niż w zakresie obowiązków.

Na przykład?

Zdarzało się, że coś było nie do nas, ale komendant mówił: A co, nie zrobisz tego? Już oczywiście tego komendanta nie ma. Ale wtedy i tak trzeba było to wykonać.

A nigdy nie było takiej myśli: Czas coś zmienić, koniec z tym. Już mnie tu nie ma!

A było, było! Niedawno, w ubiegłym roku. Zostałem sam. Miałem do pomocy pracownika, który przyszedł nowy oraz stażystkę. To wszystko trzeba było jakoś ogarnąć, żeby w ogóle funkcjonowało. Wtedy napisałem podanie o zwolnienie. Ale jakoś się udało.

Co pomagała przetrwać, przejść te wszystkie trudne momenty? Tłumaczył pan sobie, że jeszcze jeden dzień, jeszcze chwila?

- Tadek, ty się nie poddawaj - mówiłem sobie. Ogromne znaczenie miała tutaj też trudna sytuacja, która przytrafiła mi się w życiu prywatnym. W młodym wieku zmarła mi żona. Zostałem wdowcem z dwójką dzieci. O mały włos się nie rozpiłem, ale miałem mądrą teściową, która powiedziała: Posłuchaj, musisz znaleźć sobie żonę i matkę dla dzieci. I tak zrobiłem. Ożeniłem się ponownie z wdową także z dwójką dzieci. I mamy jeszcze wspólnego syna. Twoje, moje, nasze…

Jak udało się to wszystko udźwignąć, pogodzić?

O właśnie… To nie było łatwe, ale… wie Pani, mojego syna, tzn. pasierba, ktoś się zapytał o to: jak tam ci się żyje z ojczymem? To odpowiedział: Życzę każdemu mieć takiego ojca, jak ja mam ojczyma.

Miłe…

Oj, bardzo miłe… Mało tego, moja córka - pasierbica pracuje tutaj w komendzie, już od blisko 19 lat.

Również kawał czasu. I nie ma konfliktów rodzinnych, rozmów o pracy poza komendą?

Nie, nie. Spotykamy się, przyjeżdżają, dzieci się dogadują. A co do rozmów? A to różnie bywa (śmiech).

To jakie umiejętności, czy cechy charakteru są kluczowe, żeby raz - pracować w policji, a dwa  - tyle utrzymać się w jednym miejscu pracy? Rady dla młodych, którzy myślą o takiej drodze zawodowej?

Trzeba czytać dokładnie przepisy, pisma, literalnie. Wystarczy czegoś nie doczytać i zaraz są komplikacje. I trzeba być uprzejmym! Przede wszystkim. Każdą sprawę można załatwić inaczej. Nie miałem i nie mam konfliktów ani z pracownikami w Radomiu, czy w Ostrołęce, nie. Patrząc na tych świeżo przyjętych, na nowe pokolenie, myślę, że oni inaczej patrzą na to wszystko. Całkiem inaczej. Trzeba współpracować, aby zapewnić bezpieczeństwo mieszkańców na najwyższym poziomie.

W ciągu tych 49 lat zakręciła się kiedyś łezka w oku?

Oczywiście. Właśnie wręczanie medalu przez Pana prezydenta osobiście. Nie przez wojewodę, a prezydenta. Spotkanie z komendantem głównym tego samego dnia. Podszedł do stolika, pogratulował, kilka pytań zadał.

A o co pytał?

To było już nieoficjalne spotkanie (śmiech).

Po tak długim okresie służby, jakie emocje towarzyszą Panu w chwili zbliżającej się emerytury, jakieś plany?

Pół wieku… Ciężko się rozstać. Teraz jeszcze kilka dni będę pracować. Czasami jak wstaje, to naprawdę nie wiem. Ale koledzy dzwonią… (śmiech). Na pewno chcę odpocząć. Było wiele trudnych sytuacji.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo wdi24.pl




Reklama
Wróć do