Reklama

„To przemoc instytucjonalna” Co dzieje się w wyszkowskim OPS i Domu Dziecka. Mocne zarzuty na konferencji prasowej

Redakcja wdi24
04/12/2025 11:50

W poniedziałek, 3 grudnia o godz. 12:30, przed Urzędem Miejskim w Wyszkowie odbyła się konferencja prasowa zapowiadana jako dotycząca „nielegalnego przekazania danych przez MOPS/OPS w Wyszkowie oraz sytuacji w miejscowym Domu Dziecka”. Organizatorzy — biuro poselskie posła Grzegorza Płaczka przy współpracy z fundacją Twoje Weto — zapowiedzieli ujawnienie informacji, które mają wskazywać na poważne nieprawidłowości w działaniu lokalnych instytucji publicznych.

Sprawa dotyczy pani Małgorzaty, samotnej matki, oraz jej 11-letniej córki Mai, która od lutego przebywa w Domu Dziecka w Wyszkowie. Jak podkreślano podczas konferencji, matka zrealizowała wszystkie zalecenia kierowane do niej przez instytucje — a mimo to dziecko do dziś nie wróciło do domu.

W konferencji udział wzięli: poseł Ryszard Wilk (Konfederacja), który wystąpił w zastępstwie posła Grzegorza Płaczka, Natalia Mehlich, dyrektor biura poselskiego, Adam Kania, asystent posła Płaczka i prezes fundacji Twoje Veto, mecenas Bartłomiej Trętowski, pełnomocnik pani Małgorzaty, oraz sama pani Małgorzata.

"Dostrzegliśmy nieścisłości i wątpliwości”

Konferencję otworzyła Natalia Mehlich: —  Biuro pana posła jest zainteresowane tą sprawą, ponieważ trafiła ona do nas poprzez fundację. W toku naszych działań wystosowaliśmy szereg pism i interwencji. Chcieliśmy zbadać okoliczności, w jakich znalazły się pani Małgorzata i Maja. Dostrzegliśmy nieścisłości i wątpliwości co do prawidłowości działań instytucji zaangażowanych w tę dramatyczną — dla mnie, jako mamy — sytuację. Od stycznia matka i córka są rozdzielone, a Maja przebywa w domu dziecka.

Zarzuty fundacji

— Od 11 miesięcy pani Małgorzata, etatowa niania, nie może mieszkać ze swoją córką, ponieważ córka jest w domu dziecka. Gdyby pani Małgorzata starała się o powrót córki do domu, a urzędnicy by jej w tym pomagali, nie mielibyśmy żadnych zastrzeżeń. Urzędnicy pracują w takich instytucjach, żeby pomóc unormalizować takie sytuacje. Niestety, nie możemy tak powiedzieć w tym przypadku. Historia pani Małgorzaty jest tematem plotek w Wyszkowie -  mówił Adam Kania. 

Według Kani: — Właściciel mieszkania, w którym obecnie mieszka pani Małgorzata, powziął szczegółowe informacje o jej sytuacji rodzinnej i niestety powziął je bezpośrednio od ośrodka pomocy społecznej.

- Wiemy, jak do niego dotarły, co jest też przedmiotem nagrania. Wiemy, że wyszło to z OPS. Dodajmy, że ośrodek – jak sama nazwa wskazuje – jest instytucją przeznaczoną do tego, aby pomagać. Natomiast okazuje się, że w lokalnej społeczności został rozprzestrzeniony czarny PR na temat pani Małgorzaty, osoby nieuprawnione posiadają informacje o tym, co się dzieje i co się działo w jej życiu. To jest absolutnie sytuacja niedopuszczalna. W naszej ocenie doszło do naruszenia prawa. Do urzędu trafiło odpowiednie pismo zredagowane przez pana mecenasa - zaznaczał. 

— Pani Małgorzata może opiekować się nieswoimi dziećmi i robi to, z tego co wiemy, wyśmienicie. Natomiast system państwowy stwierdził, że z jakichś powodów nie może zajmować się swoją własną córką — komentował Adam Kania. 

— Pomimo tego, że od stycznia realizowała wszystkie zalecenia, które były jej stawiane – a to przez asystenta rodziny, a to przez dyrekcję domu dziecka, a to przez OPS – to za każdym razem, kiedy dochodziła do takiego momentu: „jest, mam, zrobiłam”, wymyślano kolejne przeszkody, kolejne stopnie do wykonania.

— Jednym z absurdów jest to zdjęcie — mówił, pokazując fotografię. — Ten pokój czeka na Maję. Pani asystent rodziny, pani Karolina, stwierdziła na spotkaniu, gdzie była badana sytuacja Mai w domu dziecka, że „to jest magazyn”. Potem wersję zmieniła, więc nie wiemy, czy go widziała, czy nie. Na mój gust nie wygląda to jak magazyn. To jest zdjęcie wykonane w dniu pobytu pani asystent w domu pani Małgorzaty.

Adam Kania podkreślał:

— Pani Małgorzata zrealizowała oczekiwania co do wielkości mieszkania, miejsca zamieszkania, co do sposobu pracy, co do przeprowadzonych szkoleń psychologicznych, terapeutycznych. Więc pytanie: cóż jeszcze pozostaje na przeszkodzie, żeby pani dyrektor zawnioskowała do sądu o to, żeby Maja wróciła do domu? I jeszcze jedno. Od 11 miesięcy pani Małgorzata wnioskowała do dyrekcji domu dziecka, żeby Maja mogła nocować na weekendy w domu i jest to powszechna praktyka, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie zachodzi obawa, że dziecku będzie się tam działa krzywda. I tak jest w przypadku pani Małgorzaty. Przez te 11 miesięcy pani dyrektor twierdziła, że ona nie może wyrazić zgody na takie nocowanie, ponieważ potrzebuje zgody sądu. Co się okazało kilka dni temu? W wyniku tego, że powiadomiliśmy prasę, kilka dni temu nagle pani dyrektor zmieniła zdanie i – pomimo dalszego braku postanowienia sądu – wydała decyzję o tym, że Maja może przyjść na nocowanie do swojej mamy. W naszej ocenie jest to przemoc instytucjonalna, która jest wykonywana na rodzinie pani Małgorzaty i Mai. A fakt wycieku danych powoduje, że cała ta sytuacja ujrzała dziś światło dzienne.

„To, co przeżywamy, jest przerażające”

Pani Małgorzata opowiedziała swoją historię własnymi słowami:

— Główną przyczyną, dla której Maja trafiła do placówki opiekuńczo-wychowawczej, jest niedopełnienie przeze mnie formalności. Moje dziecko od urodzenia bardzo chorowało. Była wyrzucana przez placówki państwowe – zarówno przedszkola, jak i szkoły – z uwagi na stan zdrowia. Miałam zalecenie, by uczyć córkę w domu. Nie dopełniłam formalności takiej, żeby co roku stawać na egzamin.

Jak tłumaczyła, zostały przeprowadzone badania w poradni psychologiczno-pedagogicznej w Wyszkowie.

— Zostało potwierdzone, że cała wiedza, którą dziecko powinno mieć, została przeze mnie mojej córce przekazana. Mam również opinię pani wychowawczyni ze szkoły, do której Maja teraz uczęszcza, że sposób, w jaki uczyłam córkę, przygotował ją do tego, żeby teraz dobrze funkcjonowała. Otrzymała świadectwo z czerwonym paskiem. Jest też opinia pani psycholog z poradni, że Maja jest dzieckiem ponadprzeciętnie inteligentnym, widać, że bardzo dużo pracowałyśmy, jest dojrzalsza ponad swój wiek. Jest zalecenie pani psycholog, jak i pani wychowawczyni ze szkoły Mai, a także niezależnego psychologa, który opiekuje się Mają online od stycznia, że córka powinna jak najszybciej wrócić do domu. W chwili obecnej jest pod opieką psychologa z uwagi na pogarszający się stan emocjonalny, w związku z przeciągającą się naszą rozłąką.

Najmocniejsze słowa padły, gdy mówiła o działaniu instytucji.

— To, co jest dla mnie najbardziej smutne, ale też przerażające, to fakt, że przez 11 miesięcy pani sędzia, która otrzymała tę sprawę do prowadzenia, oprócz tego, że umieściła Maję w placówce, nie przeprowadziła żadnych innych czynności. Nie został wyznaczony nawet termin rozprawy. Jest to karygodne i niedopuszczalne. To przewlekłość postępowania, która rzutuje na stan zdrowia mojej córki.

— Przeraża mnie też fakt, że w naszym kraju człowiek – obywatel, który nie tylko zna swoje prawa, ale też potrafi czytać przepisy, potrafi czytać ze zrozumieniem, potrafi je interpretować i dzięki temu wie, jakie prawa mu przysługują i kiedy są łamane – kiedy nie tylko walczy o swoje prawa, ale broni się przed ich łamaniem, jest traktowany przez pracowników instytucji państwowych jako wróg, którego należy zniszczyć. I ja tego doświadczam.

Zapewniała:

— Kiedy Maja trafiła do placówki, przychodziłam każdego dnia do córki. Zrezygnowałam z pracy, którą miałam podjąć u nowej rodziny, ponieważ priorytetem było dla mnie zbudowanie – w miarę możliwości – emocjonalnego bezpieczeństwa w miejscu, w którym się znalazła. Po kilku dniach zabroniono mi przychodzić do dziecka. Mimo że nie było takiego postanowienia sądu, które zakazywałoby nam kontaktów. Nasza relacja jest silna – o czym słyszałam na początku w domu dziecka – a potem, że „zbyt silna” i trzeba ją poluzować.

— Moje dziecko nie mogło przychodzić do domu, mimo że tego chciała. Nie mogłyśmy spędzać ze sobą weekendów, co też negatywnie wpłynęło na jej stan psychiczny. To przerażające. Jest ustawa o pieczy zastępczej i o wspieraniu rodziny. Ja nie doświadczyłam tego wspierania, a wręcz przeciwnie – jest mi to wszystko utrudniane.

Wspominała też swoją pierwszą rozmowę z dyrektor domu dziecka:

— Usłyszałam, że większość dzieci niestety w placówce pozostanie, bo to często dzieci z rodzin, gdzie rodzice albo mają problem alkoholowy, albo narkotykowy, albo są w więzieniu i nie chcą o te dzieci walczyć. Wydaje mi się, że jeśli jest rodzic, który robi wszystko, żeby dziecko jak najszybciej wróciło do domu, ponieważ ustały przesłanki, które spowodowały zabranie dziecka ( chodzi o brak obowiązkowych egzaminów w systemie edukacji), to powinno się taką osobę wspierać. Tutaj zadziało się odwrotnie.

— Początkowo nie reagowałam. Milczałam. Ale przez te miesiące uzbierało się tego bardzo dużo. Moim celem nie jest walka z kimkolwiek – ani personalnie, ani z instytucją. Ja mam jeden cel: żeby moja córka wróciła pod moją opiekę najszybciej, jak to jest tylko możliwe.

Pojawiły się także zarzuty dotyczące samego Domu Dziecka. Jak mówiła pani Małgorzata, powołując się na opinie psycholog: — Maja i tak będzie wymagała długiej terapii. Dzieci, z którymi jest w placówce, są to – niestety – dzieci agresywne, przemocowe. Dochodzi tam do przemocy, więc na pewno nie jest to miejsce bezpieczne.

Twierdziła, że potwierdziła to wychowawczyni Mai ze szkoły: — Napisała, że zdaniem jej i nauczycieli, którzy uczą Maję, wskazany jest jak najszybszy powrót Mai do domu pod moją opiekę. To samo mówi pani psycholog z poradni.

Na konferencji zaapelowała bezpośrednio do dyrektor Domu Dziecka w Wyszkowie:

— Bardzo bym chciała, żeby zanim odejdzie na emeryturę, bo wiem, że taki wniosek został przez nią złożony, złożyła wniosek do sądu o to, żeby moja córka wróciła do mnie. Jestem otwarta na współpracę z panią asystent rodziny, także z panią kurator. Jesteśmy w stałym kontakcie – smsowym, telefonicznym – to częsty kontakt. To dla mnie priorytet. Moim celem jest to, żeby dziecko wróciło do mnie. Skoro sama nie byłam w stanie tego wywalczyć, poprosiłam o pomoc fundację, a fundacja skierowała sprawę do pana posła.

Matka przywołała też wcześniejsze lata i problemy ze zdrowiem córki. 

— Kiedy moja córka miała trzy lata i zapisywałam ją do przedszkola w poprzednim miejscu zamieszkania, dołączyłam całą dokumentację medyczną: z kliniki alergologii, z zaleceniem adrenaliny w razie wstrząsu anafilaktycznego, z informacją, że dziecko musi być smarowane emolientami, miała zaostrzone AZS. Otrzymałam pismo, że nie jest możliwe, żeby córka uczęszczała do placówki państwowej. I to się powtarzało przez kilka lat.

Potem była zerówka. — Udało mi się Maję zapisać do placówki, gdzie ja byłam wcześniej na stażu. Dzięki życzliwości pani dyrektor zgodzono się podawać Mai leki. Moje dziecko miało wtedy leki wziewne. W praktyce jednak nie do końca to wyszło, bo gdy wychowawczyni wychodziła o 11, potem przychodziła druga, która nie zgadzała się podawać leków. Później był COVID. Następnie złożyłam wniosek do poradni psychologiczno-pedagogicznej w Poznaniu, bo miałam sugestię, że Maja mogłaby być na edukacji domowej. Uczyłam córkę przez te lata w domu. Cały materiał został jej przekazany, co potwierdziły badania pana pedagoga i pani psycholog z wyszkowskiej poradni. Są dokumenty.

Pani Małgorzata relacjonowała:

— Dyrektor szkoły w Wyszkowie podjął decyzję, że Maja nie musi zaliczać egzaminów z całego materiału, ponieważ „wszyscy widzą, że materiał jest przez córkę opanowany”. Zaczęła w drugim półroczu – od lutego – chodzić do szkoły. Teraz stopnie ma trochę gorsze, ma problemy, żeby skoncentrować się w placówce. Pani wychowawczyni potwierdziła, że przez te lata rzeczywiście pracowałyśmy.

— Sytuacja wygląda teoretycznie tak, że jeżeli dziecko jest zabierane z rodziny z powodu sytuacji „A”, to nie wolno w trakcie wymyślać powodów „B”, „C” i „D” - dodawała Pani Małgorzata. - A u mnie niestety tak się dzieje. Miałam zalecenie, żeby było większe mieszkanie, bo mieszkałyśmy w kawalerce. Więc wynajęłam większe mieszkanie. Dla mnie koszt z 1700 na 2700 zł to bardzo duża różnica. Jednak to mieszkanie jest. Pani kurator w sprawozdaniach pisze, że to wszystko jest spełnione. Przez te miesiące podjęłam szereg szkoleń, chodzę na warsztaty kompetencji rodzicielskich do poradni, żeby podnosić te kompetencje wychowawcze.Ale to za mało.

— Okazało się, że nie powinnam pracować w Warszawie jako niania, tylko muszę być tu, na miejscu, najlepiej w godzinach do 17, „bo nie mam wsparcia w rodzinie”, co jest mi też wytykane. A ja nie ponoszę odpowiedzialności za moją rodzinę, tylko za to, w jaki sposób sprawuję opiekę nad dzieckiem. Zrezygnowałam z pracy w Warszawie, gdzie miałam możliwość większych zarobków, podjęłam pracę u rodziny w Wyszkowie. Ale chcę już w sądzie wykazać, że jestem na miejscu i będę pracowała od 9 do 15. 

Pani Małgorzata zwracała uwagę, że dyrektor placówki ma 18 miesięcy na złożenie wniosku „co dalej”:

— Ale nie jest powiedziane, że dyrektor musi czekać 18 miesięcy. Jeżeli rodzic podejmuje działania, a ja tych działań podjęłam bardzo dużo – co jest potwierdzone dokumentami – to można zrobić to wcześniej. Dlatego apeluję do pani dyrektor, żeby przed odejściem na emeryturę taki wniosek złożyła.

Przypomniała też, że zanim Maja trafiła do wyszkowskiego Domu Dziecka, nie realizowała formalnie obowiązku szkolnego: — Trafiła tam w lutym, ale zostało sprawdzone, że ma wiedzę opanowaną. Formalności nie dopełniłam, żeby stanąć co roku na egzamin. Ale ustała przesłanka, przez którą dziecko trafiło do placówki.

Opowiadała też o okolicznościach przeprowadzki do Wyszkowa:

— Jednym z zarzutów było to, że często się przeprowadzałam. Po śmierci taty, w 2018 roku, komornik przeprowadził wykwaterowanie, kiedy wyjechałam na jakiś czas. Tata był żołnierzem zawodowym i nie otrzymałam umowy najmu po jego śmierci. Wojskowa Agencja Mieszkaniowa wyprzedała mieszkania, nie otrzymałam możliwości wykupienia ze zniżką. Aczkolwiek było to wstrzymane do czasu, aż z córką otrzymamy mieszkanie socjalne z urzędu miasta. I też tam, niestety, doszło do złamania prawa. Otrzymałam informację w marcu (Maja miała wtedy stopień niepełnosprawności, był okres ochronny), że komornik wykwaterował nas. Nasze rzeczy stały wyrzucone.

— Również wtedy szukałam fundacji, która mogłaby nam pomóc. I stąd zaczęła się nasza przeprowadzka, która była kierowana tym, że od wielu lat nie otrzymuję alimentów i jechałam za pracą. Chciałyśmy do Warszawy - jako niania w Warszawie mogłabym więcej zarabiać. 

Głos pełnomocnika

Mecenas Bartłomiej Trętowski odniósł się do zarzutu pani Małgorzaty o ujawnienie jej historii właścicielowi mieszkania.

— Jeżeli tego rodzaju informacje, dane są przekazywane dalej i jeżeli to, co zawarte w tych materiałach, które ja otrzymałem, pokrywa się z tym, co jest tam prezentowane, to uważam, że sytuacja wymaga bardzo zdecydowanych działań. Ponieważ Urząd Miasta podał, że brakowało im pewnych informacji, w dniu dzisiejszym dostarczyliśmy do urzędu brakujące nagrania, materiały, które mogą pomóc w przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego. Mam nadzieję, że takie postępowanie zostanie przeprowadzone i że ta sprawa zostanie wyjaśniona jak najszybciej, bo tego rodzaju sytuacje nawet przez moment nie powinny być zawieszone w powietrzu. Dotyczą bardzo istotnych, podstawowych praw obywatelskich.

Na pytanie, czy sprawa została zgłoszona np. do Urzędu Ochrony Danych Osobowych, czy innych instytucji – skoro mowa o nagraniach jako dowodach na udostępnienie danych – Adam Kania odpowiadał:

— Biuro poselskie zwróciło się do różnych instytucji w trybie interwencji poselskiej, m.in. do powiatu, do szkoły, która alarmowała – jeśli państwo nie wiecie – że dzieci z domu dziecka funkcjonują w sposób niewłaściwy, i to szkoła zawiadomiła starostwo. I to szkoła była zawiadamiającym Rzecznika Praw Dziecka, jeśli państwo nie wiedzą. Została tam przeprowadzona gruntowna kontrola (o czym wspominano podczas dwóch ostatnich sesji rady powiatu, jednak bez szczegółów – przyp. red.). Jako biuro również czekamy na wyniki, mam nadzieję, że je otrzymamy. Sytuacja jest patologiczna, a wyciek danych jest przejawem tej absurdalnej sytuacji. Gdyby nie to, że pani Małgorzata – niestety – nie mogąc liczyć na pomoc instytucji, niemal odruchowo chodzi z dyktafonem, przez przypadek nagrała właściciela, który chwali się tym, skąd wziął informacje o niej, o jej sytuacji i jakie informacje posiada. I to pan mecenas dzisiaj złożył na biuro podawcze.

Jak mówiono, celem jest przeprowadzenie postępowania szczegółowego i zabezpieczenie dobra pani Małgorzaty. Podkreślono, że doszło do naruszenia dóbr osobistych.

Jak potwierdził prezes fundacji, mecenas w imieniu swojej klientki wystosował pismo o zadośćuczynienie.

 — Zostało wystosowane wezwanie do zapłaty, jak najbardziej. Natomiast przede wszystkim każde postępowanie zaczyna się od tego, żeby skontaktować się ze stroną, która może potencjalnie być stroną przeciwną, żeby uzyskać wyjaśnienia, żeby nie podjąć żadnych działań zbyt pochopnie. Uważam, że te działania, które podejmujemy, pochopne nie są. W dalszym ciągu liczę na to, że rozsądne wyjaśnienia otrzymam. Mam nadzieję – szczerze powiem – że nie wszystko, co posiadam w swoich materiałach, się potwierdzi - doprecyzował mecenas Trętowski. 

Zapytany o kwotę zadośćuczynienia odparł krótko: — Za wcześnie, żeby o tym mówić.

Poseł: „Będziemy czujni”

— Przyjechałem w imieniu Grzegorza Płaczka, którego zatrzymały obowiązki poselskie. Stoję tutaj jako poseł, ale też jako ojciec trójki dzieci, który doskonale wie, jak rozłąka wpływa na dzieci. Wiem, jak po tygodniu reagują moje dzieci na to, jak mnie nie ma, co dopiero po miesiącu czy kilku miesiącach -  mówił Ryszard Wilk. - Jesteśmy sprawą żywo zainteresowani, ponieważ – niestety – wiemy, że czasami zdarzają się przypadki, gdzie dziecko jest odłączane od swoich rodziców. Natomiast ten konkretny przypadek wzbudza bardzo dużo kontrowersji i wątpliwości. Czy te okoliczności towarzyszące, o których słyszeliśmy – wyciek danych, zmiany zdań dyrekcji – nie wpływają na to, że dziecko jest izolowane od swojej matki?

— Jako posłowie będziemy się sprawie żywo przyglądać, liczymy na to, że sprawa spotka się z pozytywnym dla mamy i córki zakończeniem. Będziemy czujni. Jak pojawią się problemy, to na pewno będziemy interweniować. Ze swojej strony zwracam się do organu nadzorującego placówki i OPS, aby wnikliwie zbadał, jak doszło do tego, że informacje bardzo wrażliwe wypłynęły na zewnątrz i czy nie zachodzi konflikt interesów pomiędzy placówką wychowawczą – mając na uwadze to, że korzyści majątkowe wynikają z liczby wychowanków – a tym, czy nie utrudnia się powrotu dziecka pod opiekę matki. Liczymy na jak najszybsze rozwiązanie.

Na koniec Kania odniósł się do jeszcze jednego wątku:

— Ziarenkiem goryczy jest jeszcze fakt, że wczoraj wieczorem pan poseł otrzymał komunikat od burmistrza Wyszkowa z prośbą o pilny kontakt. Pan poseł zlecił mi ten kontakt i go wykonałem. Odebrała pani zastępca burmistrza i był to telefon, najdelikatniej mówiąc, zmierzający do tego, żeby poseł zaniechał swoich działań. Co – nie ukrywamy – jest też nie do końca zgodne z prawem, ponieważ mandat posła jest wolny i żadne naciski nie powinny tutaj towarzyszyć.

— Była próba przekonania, że pani Małgorzata „nie jest osobą, której warto pomagać”. Były informacje „plotkowe”, nie wiem, skąd pani wiceburmistrz powzięła te informacje. Bo jeśli nie drogą służbową, poprzez np. notatkę, to pytanie: skąd te informacje, które telefonicznie przekazała? I nagranie z tej rozmowy pan mecenas również przekazał do Urzędu Miasta. 

Zapytaliśmy instytucje o stanowisko

W związku z poważnymi zarzutami przedstawionymi podczas konferencji, redakcja zwróciła się o oficjalne stanowiska do wszystkich jednostek, których dotyczą wypowiedzi uczestników:

– do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wyszkowie – w sprawie zarzutów o ujawnienie danych osobowych pani Małgorzaty osobie trzeciej, obowiązujących procedur ochrony danych i udostępniania informacji, działań podjętych w celu wyjaśnienia sytuacji oraz zakresu wsparcia oferowanego rodzinie,

– do Dyrektor Domu Dziecka w Wyszkowie, Alicji Zapolskiej – w sprawie opisanych praktyk dotyczących ograniczania kontaktów matki z dzieckiem, odmowy i późniejszej zgody na nocowanie w domu, bezpieczeństwa wychowanków oraz uwzględnienia opinii psychologów i szkoły,

– do Starosty Powiatu Wyszkowskiego, Marzeny Dyl – jako organu prowadzącego Dom Dziecka, w sprawie wyników przeprowadzonych kontroli w placówce, reakcji na sygnały ze szkoły i planowanych działań wyjaśniających,

– do Urzędu Miejskiego w Wyszkowie, wiceburmistrz Alicji Staszkiewicz – w sprawie opisywanej rozmowy telefonicznej z biurem poselskim oraz oceny zarzutów dotyczących OPS.

Czekamy na odpowiedzi wszystkich instytucji. Otrzymane stanowiska opublikujemy w całości.

Aktualizacja: 04/12/2025 17:32
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.

Komentarze mogą dodawać tylko zalogowani użytkownicy.

Zaloguj się

Reklama

Wideo wdi24.pl




Reklama
Wróć do